Pozdrawiam wszystkich czytelników naszego słynnego czasopisma. Słońce wyszło zza chmur i wielu z nas udało się na różne wycieczki i spacery. Coś dla ciała zdecydował się zrobić również Martin D. i poszedł na siłownię. Trener już na pierwszym treningu wycisnął z niego siódme poty i Martin jeszcze do tej pory nie może przyjść do siebie. Kolejne wizyty są tymczasem odłożone na czas nieokreślony. Nasz Radek zdecydował się ugotować w weekend wspaniały obiad, który miał być próbką jego kulinarnego geniuszu. Niestety został zdruzgotany zaraz po tym, gdy okazało się, że nie wie, jak przyrządzić szpinak. Na szczęście miał pod ręką telefon. Na nieszczęście zdecydował się zadzwonić do chyba najmniej odpowiedniej osoby – Zuzki. Wspólnym wysiłkiem ułożyli przepis i Ráďa z powodzeniem nasycił siebie i otoczenie, a przy okazji nikt nie zginął i nie trzeba było robić płukania żołądka.
Trochę lepiej ze swoim daniem wypadł Juraj K., który przygotował w weekend dla kolegów i ich drugich połówek haluszki. Lukáš K. i Radek poszli w piątek na turniej hokejowy Vítkovice-Třinec. Mecz był fajny i jako bonus tym razem nikt ich nie pobił. Hmm, każdy z nas rozumie inaczej udany mecz. Chwilę sławy przeżyli w weekend Peťa D. i jego rodzina. Mieli koncert w Pradze. Według niego ludzie byli zachwyceni, każdy fan z publiczności pragnął być w tej chwili Peťą, a każda fanka by być z Peťą, na co dowodem była bielizna latająca w powietrzu. Atmosferę można było porównać z Woodstockiem. O tym wspaniałym koncercie nie słyszeliście widocznie dlatego, że Peťa z rodziną niechętnie zaliczają siebie do artystów komercyjnych, jak na przykład Mozart albo Beethoven. ––– Honza Š. też nie zostawał w tyle i wyruszył na nartach biegowych na Łysą Górę - foto. W tym roku już po raz piąty. Wcześniej zdążył jeszcze pobiegać po Ostrawie. Przebiegł niecałe 8 km, jednakowoż ze względu na ekstremalny wiatr z naprzeciwka, który wiał w piątek, nie jestem pewny, czy biegł przodem. W góry w pobliżu Koszyc wyruszył także Tomáš T. ze swoją rodziną – foto. Tomáš nie zalicza się do ludzi znanych ze swoich sportowych rekordów, więc 2 godziny na nartach wystarczyły aż nadto. Malcolm oznajmił, że w weekend był na Łysa Cup. Wszyscy oczekiwali, że nasz biegacz znów uplasuje się w czołówce. Prawda jest jednak trochę inna i bardzo szybko wyszła na jaw. Okazało się, że tym razem Malcolm nie biegał i całe jego odwiedziny Łysa Cup sprowadzały się do końcowego świętowania. Biegać chciał dopiero w niedzielę, co niestety, z powodu jakiegoś tajemniczego bólu głowy, się nie udało. Jako przedostatnia wiadomość – sportem trochę inaczej zajmował się też Franta. Konkretnie chodziło o e-motokary w Avionie i fanom szybkich rowerów może to wydarzenia serdecznie polecić - foto. Życzę wszystkim przyjemnego początku nowego tygodnia. JC