Lato powoli się kończy, a słońce jest coraz bardziej wyjątkowe. Im niżej spada temperatura, tym wyżej podkręca się tempo naszej pracy. Finalizowany jest na przykład semestralny kurs Digitalny zespół zakupowy, który w tym roku będzie miał swoją premierę, a jako były człowiek teatru życzę mu wielu powtórzeń i zadowolenia dla wszystkich. Jeśli coś wymaga tak wielu przygotowań, nie może nie wyjść. W przeciwieństwie do kursu, eBF jest już dobrze znane, jednak również zasługuje na pełną uwagę, nie można go bagatelizować i myśleć na przykład, że będzie mniejsze niż przed dwoma laty. Razem wierzymy, że jesienią sytuacja pandemiczna będzie na tyle spokojna, że wszyscy będziemy mogli wziąć udział. Wielkie podziękowania należą się piątemu zespołowi, który w nagrodę dostał od działu IT, konkretnie od Jirki Špalka i Lukiego Zbránka, prezent w postaci dekabelizacji i deburdelizacji w biurze. Już nie będą się zakopywać, a każdy kabel otrzymał swoje unikatowe miejsce. Można oczekiwać, że od tego tygodnia w biurze znów zacznie brzęczeć jak w ulu, ponieważ wielu kolegów będzie wracało z urlopów z, miejmy nadzieję, pełnymi kieszeniami historii, na które znajdzie się miejsce w kolejnych odcinkach Toboganu. Tymi, którzy na razie nie wracają z urlopu i świetnie się bawią, są pan dyrektor i pani Janička. Ta została przechwycona na zagrzebskim targu i po staremu negocjowała ceny – FOTO. Handlarze powinni wiedzieć, że jest tam miejsce na digitalizację procesu zakupowego. Nie upierajmy się jednak, klasyczne targowanie się coś w sobie ma (chociaż digi to digi :-).
W teatrze obowiązywała zasada, że dla dzieci i zwierząt nie ma tam miejsca. Na szczęście to już się przedawniło, a gdy nie ma innej możliwości, dlaczego by dzieci nie zabrać do pracy, aby widziały, czym ich tata Jirka Špalek się zajmuje. Po czternastodniowym urlopie miało to kilka plusów. Dzieci przyzwyczają się do czekającej ich rutyny. Szkoła. Cieszycie się rodzice? W kolejnym miesiącu czeka na nas wielka rzecz. Certyfikacja ISO. Trzymamy kciuki. Będzie to kolejny krok do przodu. Widzę, że całkiem się rozpisałem i zaczynam przekraczać znośną ilość znaków. Nie mogę jednak inaczej. Mówią wam coś liczby 101, 8, 1000, 29, 34, 5707, 5670? Nie, to nie totolotek, ale nadludzki wynik Lukáša Zbránka pod poetycką nazwą Beskidzka siódemka. Co dokładnie znaczą te liczby? Złapcie się czegoś! Chodzi o przewędrowanie Beskidów z Třinca do Frenštátu. Ogółem 101 km! Osiem szczytów, które przekraczają 1000 m n.p.m. Czas – 29 godzin i 34 minuty. Już jak to piszę, to łapią mnie skurcze w łydkach. Dwie pozostałe liczby oznaczają miarę przewyższeń. Fotki tutaj – FOTO, FOTO i FOTO i powietrzne podziękowanie dla Lukášovej drugiej połówki za to, że go całego zabrała do domu. Czy to było na plecach, czy na taczce, o to historia nie zapyta. Czapki z głów przed takim wynikiem. Na zakończenie wspomnę tylko Janičkę Lančovą i jej wycieczkę nad polskie morze. Twierdzi, że do niego weszła i nie dostała odmrożeń. Uff. Szukaliście kiedyś igły w stogu siana? Nie jest to łatwe, ale znalezienie bursztynu na piaszczystej plaży można do tego z pewnością porównać. Znalezisko powędrowało jako podarunek dla naszej Sofii, która do jutra spędza urlop w Bułgarii. Słońca życzy Michal